środa, 3 lipca 2013

Głębia 2

Dedyka dla Lavi_Ender, Amiry i tego kto zgadnie kogo potomkinią jest Celine.           

                        Głębia
Po krótkim, niespokojnym, oraz wcale nie dającym ukojenia śnie, wstałam, wcale nie czując miłego poczucia wypoczynku. Mara dzisiejszej nocy była pełna niepokoju, strachu. Kiedy ją zobaczyłam, wiedziałam już kim jestem. Mówiła mi, bym skończyła tę grę, bo to jest moje przeznaczenie. Nie potrafiłam ruszyć się choćby na krok, nawet zgiąć jednego palca starannie wypielęgnowanej dłoni. Rozglądałam się tylko po pięknej komnacie. Księżycowe światło wpadało doń przez kopułę, która zdawała się być ze szkła… W jednym momencie coś u góry niej drgnęło i cały materiał zaczął się spadać. Centralnie na moją głowę. Wtedy się obudziłam.
***
A tak w ogóle, czy wspominałam wam już ja wyglądam? Mam włosy koloru karmelowego blond, oczy szaro-srebrne, które czasem mienią się błękitem. Jestem dosyć wysoka. Ludzie mówią mi też, że jestem szczupła. Średnio im w to wierzę. Jeśli chodzi o cechy charakteru, hmmm… tak, to chyba przemilczę… Przez całe liceum byłam największym kujonem w szkole, ale przy nim zachowuję się zdecydowanie odważniej.
Aha, jeszcze moje imię. Nazywam się Celine Moon.
***
Nie wiedziałam w co się ubrać, postanowiłam więc, że wybiorę się do sklepu.
Przymierzałam chyba z tuzin sukienek, lecz żadna nie była odpowiednia. Za duża, za mała, zbyt szeroka, za obcisła. Zaczęłam się frustrować, że nie mogę znaleźć nic odpowiedniego. Postanowiłam więc, iż wejdę do ostatniego sklepu- Tally Weil’a. Gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia, poczułam przypływ adrenaliny. Chwilę po tym serce zaczęło mi bić szybciej na widok sukienki idealnej. Miała ona kolor fioletowy. Od góry dość opięta, delikatnie marszczona, zaś od dołu puszczona luzem. Prezentowała się bardzo dobrze i na wieszaku, i na mnie, dlatego kupiłam ją.
***
Gdy przekroczyłam próg domu, uświadomiłam sobie, że właśnie minęła trzecia, toteż zjadłam obiad.
Potem próbowałam zająć się jakąkolwiek inną czynnością, niż myślenie o nim. Surfowanie po Internecie, pisanie smsów z koleżanką, czy nawet czytanie książki, lub oglądanie telewizji- nie były w stanie odciągnąć mojej uwagi. Postanowiłam zacząć przymierzać sukienkę. Pasowała tak idealnie, jakby ktoś szył ją na miarę… A może właśnie tak było?- myślałam przypominając sobie szarooką blondynkę, sprzedawczynię w tamtejszym sklepie. Jej wzrok był bardzo podejrzliwy, a spojrzenie jakby przeszywające, ale takie… nieludzkie…?
To, jak promieniowała od niej moc, zauważyłby każdy głupi.
Tak bardzo pogrążyłam się w rozmyślaniach, że nie zauważyłam kiedy wybiła godzina dziewiąta wieczór, co oznaczało, iż dzielą mnie tylko zaledwie trzy godziny, od spotkania z nim.
Szybko zjadłam małą kolację,  a potem zaczęłam się przygotowywać. Umyłam, a potem ułożyłam moje kręcone już włosy. Zapięłam je od tyłu srebrno-fioletową spinką od prababci. Było na niej wyryte srebrne S. Gdy tylko jej dotknęłam, usłyszałam naglący, lecz piękny głos: TO JUŻ DZIŚ! ZEMŚCISZ SIĘ ZA EONY TWOICH PRZODKINI! UMRZESZ, LECZ JAKO BOHATERKA! – był on dziwnie znajomy…
Przestraszyłam się nieco tym, że słyszę głosy, ale uznałam, że to na pewno efekt stresu i zmęczenia, przez które przeszłam dzisiejszego dnia. Założyłam fioletową sukienkę i czarne szpilki, po krótkim zastanowieniu postanowiłam również założyć granatowe, cieniutkie bolerko. Tak ubrana, postanowiłam wsiąść w samochód, by wyruszyć w drogę do Wielkiego Kanionu. Po dwóch i pół godzinie dotarłam na miejsce. Zaczęłam się rozglądać za ukochanym, lecz nigdzie nie było go widać. Jedynym człowiekiem oprócz mnie w pobliżu był stary dozorca, który po cichu szeptał do wiatru: „Kolejna daje się nabierać na jego gierki?”.
Zdezorientowana nie wiedziałam o co mu chodzi. Wtedy właśnie wszystkie moje myśli rozwiał Zeus, który pojawił się znikąd. Wyglądał jeszcze piękniej niż wczoraj, co prawie graniczyło z cudem. Kiedy tylko mnie ujrzał rzucił się biegiem, by złapać mnie w ramiona, prawie pozbawiając tchu. Pocałował mnie potem tak namiętnie, że aż zakręciło mi się w głowie.
- Co dziś będziemy robić?- Zapytałam, starając się by mój głos zabrzmiał seksownie.
- A co byś chciała, kochanie…?- Odparł Zeus, uśmiechając się szeroko, po czym dodał:- Jeżeli myślisz o tym samym co ja to chętnie, jednakże dwie i pół godziny to dość sporo. Pozwól zatem, iż pokażę ci szybszą drogę…- Pstryknął, a mój malutki samochodzik zniknął.- Chwyć moją rękę mocno, jakby to był twój jedyny ratunek.
Wykonałam wszystko o co prosił, co on nagrodził błyskiem swoich bardzo  czystych zębów.
-Zamknij oczy, kochanie.
Po chwili poczułam na swoich wargach jego usta, które były delikatne jak płatki róży. Jakby pieszczot nie było dość, mój  kochanek, zaczął gładzić mnie ręką po plecach, schodząc coraz niżej, lecz gdy zeszły- jak na mój gust- za nisko, podciągnęłam jego rękę bardzie w górę. Nagle, gdy pieszczoty osiągnęły swoje apogeum, jego pocałunek stał się jeszcze namiętniejszy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w swoim domu i leżę obok wtulając się w niego na moim własnym łóżku.
-Chcesz tego?- zapytałam, a gdy on kiwnął głową, zaczęliśmy się kochać.
***
- Kocham Cię- wyszeptałam do jego ucha.
- Wiem. Też Cię kocham, właśnie dlatego nie możemy być razem.- Po jego słowach poczułam jakbym dostała pięścią w brzuch.- Chodzi o to, że jeżeli Hera się dowie, zniszczy Cię.
- Nie przeszkadza mi to.
***
Po tej rozmowie i pamiętnym wieczorze spotkaliśmy się raz jeszcze. Wtedy poprosiłam Cię o dar latania. Zgodziłeś się. Dałeś mi go wraz z onyksowym pierścieniem, który przyjęłam.
- Będzie Cię chronił, przed prawie wszystkim.- Mówiłeś.
***
Kilka dni potem przestałeś do mnie przychodzić. Zostawiłeś mnie samą. Postanowiłam wybrać się do Los Angeles, bo zdradziłeś mi, ze tam jest Podziemie. Chciałam porozmawiać tam z Hadesem. Wszystko szło dobrze, dopóki, nie musiałam przekroczyć mostu przez Tartar. Wydawało mi się to banalne, więc skoczyłam prosto do dziury, z zamiarem przelecenia nad nim.
Wtedy usłyszałam w głowie głos Hery: -Nigdy już nie poderwiesz mojego męża!
***
Nagle zaczęłam spadać w bezdenną otchłań. Była bardzo podobna do Kanionu, który tak często odwiedzałam.
-Dlaczego mnie przed nią nie ochroniłeś? – Wołałam patrząc w stronę Zeusa.- Nie mogłeś? Dlatego twojego serca też NIKT nie ochroni, przed rozpadem na kawałki!- Zawołałam, uświadamiając sobie czym jest pierścień, pospiesznie go zdejmując i rzucając w dół. Potem usłyszałam głośne: NIEEEE!- gdzieś z góry. A w głowie znany mi już ton: - Brawo córko, udało Ci się. Niestety musisz umrzeć, ale dobrze się spisałaś. Jestem z ciebie dum… - usłyszałam jeszcze przed straceniem świadomości. Na wieczność.
The End
No i jak się podobało? Mam nadzieję ,że bardzo.

Pozdrawiam, Annabeth1999.

piątek, 28 czerwca 2013

Głębia



Głębia
***
Spadam. Zagłębiam się coraz bardziej w głębinę Tartaru. Czy przed oczami przelatuje mi całe moje życie? Nie, to wcale nie tak. Myślę o tym co zrobiłam źle? Drugie zaprzeczenie. Czyli nie umieram? Czy raczej jeszcze nie umarłam? Nie wiem już sama, to zbyt trudne i skomplikowane. Zawsze miałam dość kilku osób. I co? Ja kończę w piekle, gdzie będę się smażyć? A oni co? Pewnie skończą na Polach Asfodelowych, co nie? Ech, bezsensu. To ja zawsze byłam tą najmilszą, najlepszą, i ogółem naj? Tak, zgadza się. To czemu mam teraz cierpieć za jego błąd. Jego GŁUPI błąd?
***
Byłam nad Wielkim Kanionem. Stałam nad jego krawędzią patrząc w głąb. Kolejne warstwy ziemi tworzyły niezwykły efekt. Nagle powiał wiatr. I zjawiłeś się ty? Tak, to byłeś ty. Wtedy jeszcze niewinna, osiemnastolatka, dziś kto?
Why, why can’t this moment last forevermore?
Tonight, tonight eternity’s an open door….
No, don’t ever stop doing the things you do.
Don’t go, in every breath I take I’m breathing you….
Tak, to chyba dobrze opisuje to co wtedy poczułam. Ale…
Nie wiem czemu to czuję, ani po co to robię, jednak zbliżam się do ciebie coraz bliżej, niczym magnes do metalu. Całuję Cię. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Patrzę na ciebie z miłością, ale nie wiem dlaczego. Kocham Cię? Czy to możliwe? Nie. Przecież dopiero Cię zobaczyłam. Co z tego?- dyktuje mi serce. Debilka!- podpowiada umysł. Nie wiem co robić. Ale jednak odczuwam przy tobie bezgraniczne szczęście. Czy jestem czyjąś reinkarnacją?
Całuję Cię, nie znając twojego imienia. Czy to nie dziwne? Zdecydowanie. Odrywam swoje usta od twoich warg i patrzę na ciebie ze zdumieniem.
- Jak masz na imię?- Pytam. Nie odpowiadasz, więc po dłuższej chwili ponawiam pytanie.
- Spójrz w głąb swojej duszy- odpowiadasz. Potem znikasz, ale ja słyszę w moich uszach słowa niesione przez wiatr.

- Jeszcze się spotkamy. Jutro. O północy. Przyjdź, tu, lub sam Cię znajdę gdziekolwiek będziesz. Nazywam się Zeus. Nie mów nikomu o naszym spotkaniu.
***
Wieczorem myślałam o tobie.
O twoich czarno-brązowych włosach, o niebieskich magnetyzujących oczach.
Starałam się zapomnieć, bo przy tobie szalałam. Nigdy wcześniej nie czułam się przy  nikim tak dobrze, a równocześnie tak źle, z powodu utraconej nad ciałem kontroli. Łzy cieknące mi po twarzy, wcale nie były demonstracją smutku. Raczej bezsilności, którą czułam przy tobie. Dlaczego? Nie wiedziałam.
Kochałam Cię- to na pewno. Nawet nie musiałam tego sprawdzać. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia- jak to się teraz ładnie mówi. Raczej spokrewnienie dusz.
Północ? Ale czy TA północ jutro, będzie zwieńczeniem dzisiejszego dnia, czy jutrzejszego.
Pogrążając się w tych rozmyślaniach zasnęłam, lecz niespokojnym, lekkim snem, który wcale nie dawał mi, tak upragnionego, odpoczynku.
***
Następnego dnia cały czas o spotkaniu. Dziś o północy. Czy przyjść do Wielkiego Kanionu? A może on sam do mnie przyjdzie? A co jeśli nie?- między innymi te i inne, a jakże, pytania zajmowały miejsce w mojej głowie powodując mentlik.
Myślę, że ten cytat dobrze opisuje moje uczucia, podczas momentu, gdy pierwszy raz Cię spotkałam.
Where have you been
Cause I never see you out
Are you hiding from me, yeah?
Somewhere in the crowd.
Pozostaje mi tylko czekać na jutro.
***
Krótkie info: Będzie jeszcze 1 część.
Mam nadzieję, że wam się spodoba,
Annabeth

niedziela, 21 października 2012

Prolog nowego Opowiadania


Sekrety. Sekrety. Sekrety.
Szeptane do ucha.
Czasami śmiertelne, czasem do śmierci.
Zawsze ukrywające całą rzeczywistość, nigdy jej nie wyjaśniające.
Dlaczego?
Bo od nich zależy życie, śmierć, reputacja.
Nie ujawniane.
Bo?
Ponieważ są niestosowne.
To znaczy jakie?
Są to tajemnice, złe, ukrywające prawdę.
Co robić? Nie zdradzać ich?
Nie wiem. Odpowiedz sobie sam, czy wolałbyś żyć przez całe życie w kłamstwie, w słodkim kłamstwie.
Czy też może żyć w prawdzie, w gorzkiej często, ale prawdzie.

Może być? Napiszcie w komentarzach... xD

czwartek, 20 września 2012

Wiersz o Artemis


Artemis, po lesie sobie chodziła,
Gdy zobaczyła jeziorko-
Ogromnie się ucieszyła
Bo pogoda choć miła, gorąca była.

Do wody szybko weszła,
Za siebie się obejrzała,
I śmiertelnika ujrzała,
Kiedy go zobaczyła,
W jelenia go przemieniła.

Psy jego wnet oszalały,
Do lasu uciekały ,
Pana swego znaleźć bardzo chcą,
Bo je ona zaklęła,
Dlatego, że on widział ją.

niedziela, 9 września 2012

Kamienna łza 3


Po tym co Amandla usłyszała o Chejrona, stwierdziła, że życie nie ma najmniejszego sensu, bez jej chłopaka. Kiedy zaczęła nad tym myśleć, przypomniała sobie co całkiem niedawno powiedział jej Daniel. Mianowicie: ,,Pamiętaj, jeśli kiedykolwiek się rozstaniemy, albo jedno z nas umrze to niech drugie nigdy o nim nie zapomni i nie będzie miało innego partnera, dobrze?”- wtedy odpowiedziała mu, że owszem zgadza się, lecz dopiero teraz zdała sobie sprawę, że dla niej oznacza to dołączenie do Łowczyń. A rozważanie tego pomysłu jak dla tej córki Afrodyty było chore, gdyż nie potrafiła wytrzymać bez lustra i makijażu, nawet przez kilka dni. Ostatnio robiła sobie odwyk, a podczas niego ktoś z domku Apolla jej nie poznał. A kiedy spytał kim jest, w odpowiedzi walnęła go w buzię, wybijając mu przy tym kilka zębów. Wtedy on odpowiedział: ,,A to ty, Amandlo! Przepraszam, nie rozpoznałem Cię, gdyż tak ładnie wyglądasz, bez tej całej tapety”- czym trochę ją udobruchał, ale tylko na kilka minut, przed popełnieniem następnej gafy razem z braćmi, za co dostał w głowę kolejny raz, jednak teraz nie miał tyle szczęścia, gdyż mdlejąc upadł na kamień i rozbił głowę. Co do tego błędu, wykonanego przez chłopaka, to był to następujący krzyk, -,,Chłopaki, nie uwierzycie! Widziałem Amandlę McLean bez makijażu!”- Dzięki Arien- pomyślała.-Teraz już cały obóz o tym wie. Jednak to jeszcze nie koniec. Będziesz tego żałował!
- Na co czekacie? Uzdrówcie go! No chyba, że nie umiecie tego robić! A to wstyd! Powiem waszemu tatusiowi, jacy z was nieudacznicy!- powiedziała na głos, lecz braciom Daniela wystarczyły ostatnie słowa, aby zabrali się do roboty.
Mniej więcej godzinę później, zobaczyła, jak Arien usiadł, co znaczyło, że dzieci Apolla odprawiły już swoje obrzędy. No cóż, to teraz był czas na… ucieczkę przed Chejronem, oczywiście. Jeszcze tylko jej brakowało, żeby kazał jej zmywać naczynia po obiedzie, podczas, gdy świeżo pomalowała swoje paznokcie. Poza tym, co ją obchodził ten synalek boga sztuki? Usiadł, prawda? To znaczy, że nic mu nie jest.
Zaraz po tym spostrzeżeniu, uciekła do lasu z uśmiechem na ustach i wielkimi planami na przyszłość w głowie.
Kiedy nagle usłyszała, że ktoś trąbi w róg, szybko pobiegła w stronę obozu. Bez wątpienia był to Chejron, a on wykonywał tę czynność tylko w skrajnych przypadkach, lub w razie ataku. W jednej chwili zapomniała o chęci, czy raczej konieczności ukrywania się przed nim. Czyżby ktoś napadł na obóz?- zastanawiała się. Gdy nagle serce podeszło jej do gardła, ponieważ przyszła jej do głowy przerażająca myśl: -Daniel jest w obozie, może coś poważnego mu się stało i przez to właśnie, dyrektor miejsca w którym aktualnie przebywała wydaje dźwięki z rogu?-  Ta hipoteza przeraziła ją tak bardzo, że natychmiast zwiększyła tempo swojego, i tak już szybkiego, biegu.
Trzy minuty później była już na skraju lasu. Zdyszana, popatrzyła na obóz i przerażenie ustało. Nie zostali zaatakowani, gdyż widziałaby jak ludzie walczą ze sobą, albo w przypadku jej rodzeństwa uciekają spanikowani. Wszyscy zbierali się blisko jadalni, a i ona, po chwili namysłu, postanowiła do nich dołączyć. Tak bardzo chciała wiedzieć co się stało. Jednak z drugiej strony sygnały Chejrona, nigdy nie oznaczały niczego dobrego. Na szczęście, nie było tak źle jak myślała, że będzie. Centaur zaczął swoją gadkę- szmatkę jakoś tak…
- Herosi! Dzisiaj z misji wróciła wielka siódemka. Przynieśli wieści. A dokładniej jedną dobrą i złą wiadomość. Zacznę od tej zdecydowanie pozytywnej:- Jason’owi i reszcie jego przyjaciół udało się pokonać znaczną część potworów, więc z dziesięciu tysięcy został ich jakiś tysiąc, kolejna jest zdecydowanie gorsza: Rachel wypowiedziała nową przepowiednie, oto jej treść:
Dwustu herosów zginie marnie,
Aby Victorię osiągnąć reszta mogła,
Tysiąc potworów się nie ogarnie,
Krew widząc półbogów dosiądą siodła,
Które na koniu ich zawiezie do Krainy Mroku wiecznego.
Kiedy dyrektor obozu wygłosił przepowiednię rozległy się szepty. Najwyraźniej nikt się tego nie spodziewał.  Kiedy nagle ktoś się odezwał:
- To znaczy, że zginie nas aż dwieście?!- zapytał, a Amandla natychmiast poznała ten głos. To był Daniel.
- Rachel nie wie czy chodzi o nas, czy też rzymskich obozowiczów Lupy, ale tak czy tak jest źle, to też chciałbym poprosić was o intensywniejszy trening, przez ten rok. Pamiętajcie, że ćwiczycie po to by przeżyć, a nie żeby zadowolić kogokolwiek, i Percy to nie są słabi tytani tylko sama GAJA.
***
Bliźniaczka Piper leżała na łóżku myśląc nad misją i rozpamiętując ten pamiętny wieczór, kiedy to Chejron powiedział im o zagrożeniu bitwą. Dziś czuła się tak samo zdołowana. Właśnie wtedy wpadła na genialny pomysł. Poprosi mamę o to, by wysłała Rachel, Piper i ją prosto do kamiennej łzy. Przecież zawsze działała w imię miłości, a to była wielka okazja jak dla Amie, aby zabłysnąć przed matką. Postanowiła wykonać Iryfon do Afrodyty już teraz.
- Gdzie są te drachmy?- zapytała na głos nie zdając sobie z tego sprawy. – A i tu was mam!- krzyknęła zadowolona.- O Irydo bogini tęczy…

niedziela, 2 września 2012

Kamienna łza 2


Pamiętała każdy dzień z nim spędzony. Pamiętała pocałunek, który zarazem przypieczętował ich chodzenie. Jeden zdążył mieć miejsce. Tylko te rzeczy dawały jej jakąkolwiek nadzieję. Uczucie do niego było najważniejsze w życiu Amandli. Jako córka bogini piękności, zawsze najważniejsza dla mieszkanki domku numer dziesięć była miłość. Gdy ją odczuwała, rozsiewała wokół siebie różową aurę, która wszystkim dawała poczucie szczęścia. Amie i Piper miały równe względy u swojej matki, gdyż głos obie miały zdolny obudzić martwego do życia. Am., była siostrą wybranej przez  Mojry, lecz nie taką nic nie znaczącą przyrodnią, Piper jest jej bliźniaczką. Nazywała się Amandla McLean.
***
Amie wróciła do obozu trzy godziny po wygłoszeniu przez Daniela przepowiedni. Leżała na łóżku już dwie godziny, myśląc kogo wziąć na swoją misję. Na początku wiedziała, że gdy dostanie misję, zabierze ze sobą Lisy i Pipes. Teraz jednak miała wybrać jedną z nich. -Kogo?- zastanawiała się. Zawsze wydawało się, że wybierze Lis., ale po tym co ona dzisiaj zrobiła? Jak śmiała nie wierzyć w jej intelekt? Jednak… zawsze kiedy jej potrzebowała, ona była przy niej. A dzisiaj… przecież ona nie chciała mnie urazić, prawda? Kiedy wstała z łóżka, wiedziała już kogo wybrać.
Szła powoli, jakby była przerażona, możliwością przewrócenia się. Po drodze postanowiła wstąpić do domku numer sześć. Zapukała. Czekała aż ktoś jej otworzy, gdy nagle ktoś uderzył ją lekko w plecy. Odwróciła się szybko, z zamiarem wbicia tej osobie sztyletu w brzuch, jednak, gdy zobaczyła kto to jest, natychmiast go schowała. Była to najlepsza przyjaciółka Amandli. Mianowicie Lisy. Jej jasne blond włosy unosiły się na wietrze, a mina wskazywała na ogromne zdumienie. Wyglądała na zaskoczoną, kiedy Am., zadrasnęła ją w policzek.
- Dlaczego!?- spytała i upadła na ziemię zemdlona.
- Ja nie chciałam. To było z rozpędu… -zaczęła Amandla, patrząc na nieprzytomną. Rozpłakała się. Szare oczy Lisy wyglądały, jakby ich właścicielka, cały czas myślała jak wstać. – Lekarza! Potrzebuję uzdrawiacza! – krzyczała. Jednak nikt nie odpowiedział na wołanie przestraszonej córki Afrodyty. Może widzieli co zrobiła i bali się do niej podejść? Ponowiła więc swoje wołanie, tym razem głośniej:- Ona jest ranna! Błagam, pomóżcie mi.- mówiła. Mimo tego nadal nikt nie przychodził jej na pomoc. Potomkini bogini piękności postanowiła podjąć radykalne kroki. Wzięła przyjaciółkę na plecy i pobiegła w stronę Wielkiego Domu. Lisy była lżejsza niż myślała, więc szybko doniosła ją do Chejrona.
- Di immortales! Co jej się stało?- zapytał przerażony centaur.
- No więc wybrałam kogo wezmę ze sobą na misję. Lisy. To też udałam się do domku Ateny, by ją o tym powiadomić. Ktoś uderzył mnie w plecy, więc obróciłam się z zamiarem wbicia sztyletu w brzuch tej osobie. Zobaczyłam, że to Lisy, więc chciałam zatrzymać rękę. Niestety nie zdążyłam i zadrasnęłam ją w policzek.
- Na drugi raz bardziej uważaj, moje dziecko. Rana jest głębsza niż myślałem. Nie wiem czy uda mi się ją wyleczyć, zrobiłaś ją starożytnym sztyletem.
- Chejronie, błagam, chociaż spróbuj- prosiła ze łzami w oczach Amandla.- Nie mogę stracić jej i Daniela!
- Wiem, kochana, lecz nawet kiedy się postaram ona będzie zdrowa najwcześniej pojutrze, a na udział tej córki Ateny w misji, nie wyrażam zgody.- powiedział centaur.
- Ależ Chejronie…- zaczęła rozzłoszczona Amie.-… jak ona nie idzie… to kto?
- Czemu nie weźmiesz na misję któregokolwiek z rodzeństwa? – zapytał dyrektor obozu.
Już miała mu odpowiedzieć, gdy nagle rozległ się huk. Kiedy spojrzała na Chejrona, zaśmiała się. Był calutki w różowym pyle. Wtedy zobaczyła jego minę, która kazała jej spojrzeć na siebie. Okazało się, że wyglądała dokładnie tak samo. Nastąpił błysk. Niebo zajaśniało i w pokoju pojawiła Afrodyta. Gdy tylko mama Amandli popatrzała na nią, jej ubraniem stały się różowe japonki i jasno- -fioletowa sukienka na ramiączkach. Córka bogini ucieszyła się pomimo iż był środek zimy i zaczynało jej być zimno.
- Zimno ci?- spytała Afrodyta, czytając w myślach córki. Po chwili Amie miała na sobie kurtkę łowczyni i stylowe, srebrne spodnie od kombinezonu.- Teraz już będzie ci cieplej. Przybyłam tu, aby  z tobą porozmawiać, kochana. Wyjdziemy na zewnątrz?
- Oczywiście, mamo. O czym chciałaś porozmawiać?- zapytała, starając się by zabrzmiało to spokojnie, lecz jej głos i tak drżał od płaczu.
- O twojej misji, oczywiście. Mam pewne źródła z których wiem, że musisz wybrać jedną lub jednego z twojego rodzeństwa,- ciągnęła bogini piękności.- bo inaczej wyprawa spali na panewce. Obiecujesz?
- Tak.- odpowiedziała Amie, kiedy obejrzała się za siebie jej mamy już nie było. Po prostu zniknęła, zdematerializowała się. Żadnych huków, pisków. Po prostu pyk i jej nie było. Córka bogini piękności myślała nad tym co powiedziała jej matka. Jeśli ma wybrać kogoś z rodzeństwa, musiałaby się nad tym zastanowić. Myślała nad wzięciem na misję swojej bliźniaczki. Jednak… nie wiedziała, czy rodzona siostra by się z nią dogadała. Gdy nagle dostała olśnienia. Przepowiednia miała ukryty sens. Przecież to nie ona zdobędzie kamienną łzę. Cały czas wmawiała sobie, że to ona uratuje swojego chłopaka, ale nie była to prawda, *predykcja mówiła: Kamienną łzę, zdobędzie ten, kto z gołębiem współpracować będzie. To oznaczało, że zdobędzie ją ten, kto będzie współpracował z dziecięciem Afrodyty, a nie będzie nim sam. Ale się porobiło. Obiecała mamie, że weźmie któregoś ze swojego rodzeństwa, tym czasem jeśli tak zrobi, kamienną łzę zdobędzie Rachel. –A może to nawet dobrze? -zastanawiała się.- On nie może kochać Rachel, a ja prowadzę misję, więc będę dla niego bohaterką, prawda? Czyli to znaczy, że jej rodzicielka radziła dobrze? Kiedy weźmie ze sobą którąś z mieszkanek domku numer dziesięć, będzie miała pewność, że misja się uda.- myślała. – Przecież, jak weźmie Piper ze sobą to nie… przecież ona kocha Jasona.- Szybko pobiegła do Wielkiego Domu. Poszukała centaura wzrokiem.  Zastała go w kuchni robiącego sobie kakao. Obok niego stała Wyrocznia.
- Witaj Rachel. Chejronie, właśnie sobie coś uświadomiłam. Wyprawa powiedzie się tylko dlatego, że łzę Gaji, zdobędzie nasza Wieszczka, a nie ja.
- Więc mieliśmy przedyskutować przepowiednię, a tymczasem widzę, że jej pierwszą część rozgryzłaś sama. To dobrze.- zakończył centaur, a Amandla wyszczerzyła zęby w uśmiechu.- Teraz przejdźmy do kolejnych  części naszej predykcji. Trzeci i czwarty wers są chyba jasne, prawda?
- Tak, wyjątkowo jasne, jak na przepowiednię- odpowiedziała mu Wyrocznia.
- Natomiast dwa ostatnie…-zaczął Chejron.
-… polegają na tym, że musi pójść ten, który go kochał, to znaczy ja. Muszę zabrać ze sobą kogoś z rodzeństwa, bo u dzieci Afrodyty istnieje zasada, że wszyscy kochamy wybrankę lub wybranka naszego brata czy siostry, lecz jest to miłość jaką darzymy przyjaciół, nie narzeczonych. To też w ten sposób wszystko się wyjaśnia i staje się logiczne. Na misję zabieram ze sobą Piper i Rachel, a wyruszamy jutro w południe. Teraz , mam już tylko jedno pytanie: gdzie mamy się udać?-zapytała logicznie Amandla.
- Mity podają, że tam, gdzie jest najwięcej ziemi tzn. może Himalaje, bo tam są najwyższe góry.-powiedział Chejron.
- Dobrze, rozumując, jedziemy na wyżynę Tybetańską, na Mount  Everest.-potwierdziła Rachel.
- To znaczy, że jutro wybieramy się do Chin?- zapytała sprytnie córka Afrodyty patrząc w skupieniu na centaura.
- Zgadza się. Narada skończona. Amie, obudź proszę Piper i powiedz jej, że wyrusza jutro na misję, dobrze?- wyrzekł Chejron, a potem dodał coś tak cicho, że tylko ja ledwo go słyszałam: Uważajcie na siebie proszę. Nie zawiedź mnie, Amandlo, bo wasza trójka jest najważniejsza na obozie, więc musicie wrócić i to szybko.- wyszeptał, a potem, powiedział głośno: Am, zostań na chwilę, muszę z tobą o czymś porozmawiać.- zakończył swoją wypowiedź, starannie dobierając słowa.
Kiedy Rachel wyszła, Amie ze ściśniętym żołądkiem zapytała:
- Co się stało, Chejronie?
- Nie wiem jak ci to powiedzieć. Nie chcę, abyś się rozpłakała. Niestety, kto jak kto, ale ty musisz o tym wiedzieć – wypowiedź centaura ciągnęła się niemiłosiernie córce Afrodyty.- Danielowi się pogarsza. Nie mogę przewidzieć i zarazem obiecać, że przeżyje ten tydzień. Tak samo, jak ciebie nie mogę zapewnić, że ty przeżyjesz…- skończył Chejron, a mieszkanka domku numer dziesięć rozpłakała się. Dla niej życie już się skończyło. Bo bez syna Apolla nie miało ono najmniejszego sensu.

*predykcja- przepowiednia

niedziela, 29 lipca 2012

Nowy wierszyk

Dawno to już temu było,
Lecz się oka nie zmrużyło,
Czytając historię tę,
Myśląc, jak to było, hę?

Atena z Zeusa głowy wyskoczyła,
Czy też może się z nim biła,
Kora, Demeter córkę stanowiła,
Czy może coś przykrego o niej mówiła?

Mówiąc szczerze, nie wiedziałam,
Czym się różni Hades od Aresa,
Póki książek tych nie przeczytałam,
By postawić temu kresa.

 Byłam mądra odwrotnie myśląc, że Posejdon żony nie posiada,
 Nie rozsądną stanowiłam niczym najada.

Naprawdę nie wiem co by się stało,
Gdyby na mym miejscu tych książek się nie przeczytało.

Mitologii na pewno miałabym dość,
Od zawsze dawałaby mi w kość.

Na szczęście książki te przeczytałam,
Opowieści starożytne greków i rzymian poznałam.

Mam nadzieję, że wam się spodobało. Wyraźcie to w komentarzach. :D