niedziela, 21 października 2012

Prolog nowego Opowiadania


Sekrety. Sekrety. Sekrety.
Szeptane do ucha.
Czasami śmiertelne, czasem do śmierci.
Zawsze ukrywające całą rzeczywistość, nigdy jej nie wyjaśniające.
Dlaczego?
Bo od nich zależy życie, śmierć, reputacja.
Nie ujawniane.
Bo?
Ponieważ są niestosowne.
To znaczy jakie?
Są to tajemnice, złe, ukrywające prawdę.
Co robić? Nie zdradzać ich?
Nie wiem. Odpowiedz sobie sam, czy wolałbyś żyć przez całe życie w kłamstwie, w słodkim kłamstwie.
Czy też może żyć w prawdzie, w gorzkiej często, ale prawdzie.

Może być? Napiszcie w komentarzach... xD

czwartek, 20 września 2012

Wiersz o Artemis


Artemis, po lesie sobie chodziła,
Gdy zobaczyła jeziorko-
Ogromnie się ucieszyła
Bo pogoda choć miła, gorąca była.

Do wody szybko weszła,
Za siebie się obejrzała,
I śmiertelnika ujrzała,
Kiedy go zobaczyła,
W jelenia go przemieniła.

Psy jego wnet oszalały,
Do lasu uciekały ,
Pana swego znaleźć bardzo chcą,
Bo je ona zaklęła,
Dlatego, że on widział ją.

niedziela, 9 września 2012

Kamienna łza 3


Po tym co Amandla usłyszała o Chejrona, stwierdziła, że życie nie ma najmniejszego sensu, bez jej chłopaka. Kiedy zaczęła nad tym myśleć, przypomniała sobie co całkiem niedawno powiedział jej Daniel. Mianowicie: ,,Pamiętaj, jeśli kiedykolwiek się rozstaniemy, albo jedno z nas umrze to niech drugie nigdy o nim nie zapomni i nie będzie miało innego partnera, dobrze?”- wtedy odpowiedziała mu, że owszem zgadza się, lecz dopiero teraz zdała sobie sprawę, że dla niej oznacza to dołączenie do Łowczyń. A rozważanie tego pomysłu jak dla tej córki Afrodyty było chore, gdyż nie potrafiła wytrzymać bez lustra i makijażu, nawet przez kilka dni. Ostatnio robiła sobie odwyk, a podczas niego ktoś z domku Apolla jej nie poznał. A kiedy spytał kim jest, w odpowiedzi walnęła go w buzię, wybijając mu przy tym kilka zębów. Wtedy on odpowiedział: ,,A to ty, Amandlo! Przepraszam, nie rozpoznałem Cię, gdyż tak ładnie wyglądasz, bez tej całej tapety”- czym trochę ją udobruchał, ale tylko na kilka minut, przed popełnieniem następnej gafy razem z braćmi, za co dostał w głowę kolejny raz, jednak teraz nie miał tyle szczęścia, gdyż mdlejąc upadł na kamień i rozbił głowę. Co do tego błędu, wykonanego przez chłopaka, to był to następujący krzyk, -,,Chłopaki, nie uwierzycie! Widziałem Amandlę McLean bez makijażu!”- Dzięki Arien- pomyślała.-Teraz już cały obóz o tym wie. Jednak to jeszcze nie koniec. Będziesz tego żałował!
- Na co czekacie? Uzdrówcie go! No chyba, że nie umiecie tego robić! A to wstyd! Powiem waszemu tatusiowi, jacy z was nieudacznicy!- powiedziała na głos, lecz braciom Daniela wystarczyły ostatnie słowa, aby zabrali się do roboty.
Mniej więcej godzinę później, zobaczyła, jak Arien usiadł, co znaczyło, że dzieci Apolla odprawiły już swoje obrzędy. No cóż, to teraz był czas na… ucieczkę przed Chejronem, oczywiście. Jeszcze tylko jej brakowało, żeby kazał jej zmywać naczynia po obiedzie, podczas, gdy świeżo pomalowała swoje paznokcie. Poza tym, co ją obchodził ten synalek boga sztuki? Usiadł, prawda? To znaczy, że nic mu nie jest.
Zaraz po tym spostrzeżeniu, uciekła do lasu z uśmiechem na ustach i wielkimi planami na przyszłość w głowie.
Kiedy nagle usłyszała, że ktoś trąbi w róg, szybko pobiegła w stronę obozu. Bez wątpienia był to Chejron, a on wykonywał tę czynność tylko w skrajnych przypadkach, lub w razie ataku. W jednej chwili zapomniała o chęci, czy raczej konieczności ukrywania się przed nim. Czyżby ktoś napadł na obóz?- zastanawiała się. Gdy nagle serce podeszło jej do gardła, ponieważ przyszła jej do głowy przerażająca myśl: -Daniel jest w obozie, może coś poważnego mu się stało i przez to właśnie, dyrektor miejsca w którym aktualnie przebywała wydaje dźwięki z rogu?-  Ta hipoteza przeraziła ją tak bardzo, że natychmiast zwiększyła tempo swojego, i tak już szybkiego, biegu.
Trzy minuty później była już na skraju lasu. Zdyszana, popatrzyła na obóz i przerażenie ustało. Nie zostali zaatakowani, gdyż widziałaby jak ludzie walczą ze sobą, albo w przypadku jej rodzeństwa uciekają spanikowani. Wszyscy zbierali się blisko jadalni, a i ona, po chwili namysłu, postanowiła do nich dołączyć. Tak bardzo chciała wiedzieć co się stało. Jednak z drugiej strony sygnały Chejrona, nigdy nie oznaczały niczego dobrego. Na szczęście, nie było tak źle jak myślała, że będzie. Centaur zaczął swoją gadkę- szmatkę jakoś tak…
- Herosi! Dzisiaj z misji wróciła wielka siódemka. Przynieśli wieści. A dokładniej jedną dobrą i złą wiadomość. Zacznę od tej zdecydowanie pozytywnej:- Jason’owi i reszcie jego przyjaciół udało się pokonać znaczną część potworów, więc z dziesięciu tysięcy został ich jakiś tysiąc, kolejna jest zdecydowanie gorsza: Rachel wypowiedziała nową przepowiednie, oto jej treść:
Dwustu herosów zginie marnie,
Aby Victorię osiągnąć reszta mogła,
Tysiąc potworów się nie ogarnie,
Krew widząc półbogów dosiądą siodła,
Które na koniu ich zawiezie do Krainy Mroku wiecznego.
Kiedy dyrektor obozu wygłosił przepowiednię rozległy się szepty. Najwyraźniej nikt się tego nie spodziewał.  Kiedy nagle ktoś się odezwał:
- To znaczy, że zginie nas aż dwieście?!- zapytał, a Amandla natychmiast poznała ten głos. To był Daniel.
- Rachel nie wie czy chodzi o nas, czy też rzymskich obozowiczów Lupy, ale tak czy tak jest źle, to też chciałbym poprosić was o intensywniejszy trening, przez ten rok. Pamiętajcie, że ćwiczycie po to by przeżyć, a nie żeby zadowolić kogokolwiek, i Percy to nie są słabi tytani tylko sama GAJA.
***
Bliźniaczka Piper leżała na łóżku myśląc nad misją i rozpamiętując ten pamiętny wieczór, kiedy to Chejron powiedział im o zagrożeniu bitwą. Dziś czuła się tak samo zdołowana. Właśnie wtedy wpadła na genialny pomysł. Poprosi mamę o to, by wysłała Rachel, Piper i ją prosto do kamiennej łzy. Przecież zawsze działała w imię miłości, a to była wielka okazja jak dla Amie, aby zabłysnąć przed matką. Postanowiła wykonać Iryfon do Afrodyty już teraz.
- Gdzie są te drachmy?- zapytała na głos nie zdając sobie z tego sprawy. – A i tu was mam!- krzyknęła zadowolona.- O Irydo bogini tęczy…

niedziela, 2 września 2012

Kamienna łza 2


Pamiętała każdy dzień z nim spędzony. Pamiętała pocałunek, który zarazem przypieczętował ich chodzenie. Jeden zdążył mieć miejsce. Tylko te rzeczy dawały jej jakąkolwiek nadzieję. Uczucie do niego było najważniejsze w życiu Amandli. Jako córka bogini piękności, zawsze najważniejsza dla mieszkanki domku numer dziesięć była miłość. Gdy ją odczuwała, rozsiewała wokół siebie różową aurę, która wszystkim dawała poczucie szczęścia. Amie i Piper miały równe względy u swojej matki, gdyż głos obie miały zdolny obudzić martwego do życia. Am., była siostrą wybranej przez  Mojry, lecz nie taką nic nie znaczącą przyrodnią, Piper jest jej bliźniaczką. Nazywała się Amandla McLean.
***
Amie wróciła do obozu trzy godziny po wygłoszeniu przez Daniela przepowiedni. Leżała na łóżku już dwie godziny, myśląc kogo wziąć na swoją misję. Na początku wiedziała, że gdy dostanie misję, zabierze ze sobą Lisy i Pipes. Teraz jednak miała wybrać jedną z nich. -Kogo?- zastanawiała się. Zawsze wydawało się, że wybierze Lis., ale po tym co ona dzisiaj zrobiła? Jak śmiała nie wierzyć w jej intelekt? Jednak… zawsze kiedy jej potrzebowała, ona była przy niej. A dzisiaj… przecież ona nie chciała mnie urazić, prawda? Kiedy wstała z łóżka, wiedziała już kogo wybrać.
Szła powoli, jakby była przerażona, możliwością przewrócenia się. Po drodze postanowiła wstąpić do domku numer sześć. Zapukała. Czekała aż ktoś jej otworzy, gdy nagle ktoś uderzył ją lekko w plecy. Odwróciła się szybko, z zamiarem wbicia tej osobie sztyletu w brzuch, jednak, gdy zobaczyła kto to jest, natychmiast go schowała. Była to najlepsza przyjaciółka Amandli. Mianowicie Lisy. Jej jasne blond włosy unosiły się na wietrze, a mina wskazywała na ogromne zdumienie. Wyglądała na zaskoczoną, kiedy Am., zadrasnęła ją w policzek.
- Dlaczego!?- spytała i upadła na ziemię zemdlona.
- Ja nie chciałam. To było z rozpędu… -zaczęła Amandla, patrząc na nieprzytomną. Rozpłakała się. Szare oczy Lisy wyglądały, jakby ich właścicielka, cały czas myślała jak wstać. – Lekarza! Potrzebuję uzdrawiacza! – krzyczała. Jednak nikt nie odpowiedział na wołanie przestraszonej córki Afrodyty. Może widzieli co zrobiła i bali się do niej podejść? Ponowiła więc swoje wołanie, tym razem głośniej:- Ona jest ranna! Błagam, pomóżcie mi.- mówiła. Mimo tego nadal nikt nie przychodził jej na pomoc. Potomkini bogini piękności postanowiła podjąć radykalne kroki. Wzięła przyjaciółkę na plecy i pobiegła w stronę Wielkiego Domu. Lisy była lżejsza niż myślała, więc szybko doniosła ją do Chejrona.
- Di immortales! Co jej się stało?- zapytał przerażony centaur.
- No więc wybrałam kogo wezmę ze sobą na misję. Lisy. To też udałam się do domku Ateny, by ją o tym powiadomić. Ktoś uderzył mnie w plecy, więc obróciłam się z zamiarem wbicia sztyletu w brzuch tej osobie. Zobaczyłam, że to Lisy, więc chciałam zatrzymać rękę. Niestety nie zdążyłam i zadrasnęłam ją w policzek.
- Na drugi raz bardziej uważaj, moje dziecko. Rana jest głębsza niż myślałem. Nie wiem czy uda mi się ją wyleczyć, zrobiłaś ją starożytnym sztyletem.
- Chejronie, błagam, chociaż spróbuj- prosiła ze łzami w oczach Amandla.- Nie mogę stracić jej i Daniela!
- Wiem, kochana, lecz nawet kiedy się postaram ona będzie zdrowa najwcześniej pojutrze, a na udział tej córki Ateny w misji, nie wyrażam zgody.- powiedział centaur.
- Ależ Chejronie…- zaczęła rozzłoszczona Amie.-… jak ona nie idzie… to kto?
- Czemu nie weźmiesz na misję któregokolwiek z rodzeństwa? – zapytał dyrektor obozu.
Już miała mu odpowiedzieć, gdy nagle rozległ się huk. Kiedy spojrzała na Chejrona, zaśmiała się. Był calutki w różowym pyle. Wtedy zobaczyła jego minę, która kazała jej spojrzeć na siebie. Okazało się, że wyglądała dokładnie tak samo. Nastąpił błysk. Niebo zajaśniało i w pokoju pojawiła Afrodyta. Gdy tylko mama Amandli popatrzała na nią, jej ubraniem stały się różowe japonki i jasno- -fioletowa sukienka na ramiączkach. Córka bogini ucieszyła się pomimo iż był środek zimy i zaczynało jej być zimno.
- Zimno ci?- spytała Afrodyta, czytając w myślach córki. Po chwili Amie miała na sobie kurtkę łowczyni i stylowe, srebrne spodnie od kombinezonu.- Teraz już będzie ci cieplej. Przybyłam tu, aby  z tobą porozmawiać, kochana. Wyjdziemy na zewnątrz?
- Oczywiście, mamo. O czym chciałaś porozmawiać?- zapytała, starając się by zabrzmiało to spokojnie, lecz jej głos i tak drżał od płaczu.
- O twojej misji, oczywiście. Mam pewne źródła z których wiem, że musisz wybrać jedną lub jednego z twojego rodzeństwa,- ciągnęła bogini piękności.- bo inaczej wyprawa spali na panewce. Obiecujesz?
- Tak.- odpowiedziała Amie, kiedy obejrzała się za siebie jej mamy już nie było. Po prostu zniknęła, zdematerializowała się. Żadnych huków, pisków. Po prostu pyk i jej nie było. Córka bogini piękności myślała nad tym co powiedziała jej matka. Jeśli ma wybrać kogoś z rodzeństwa, musiałaby się nad tym zastanowić. Myślała nad wzięciem na misję swojej bliźniaczki. Jednak… nie wiedziała, czy rodzona siostra by się z nią dogadała. Gdy nagle dostała olśnienia. Przepowiednia miała ukryty sens. Przecież to nie ona zdobędzie kamienną łzę. Cały czas wmawiała sobie, że to ona uratuje swojego chłopaka, ale nie była to prawda, *predykcja mówiła: Kamienną łzę, zdobędzie ten, kto z gołębiem współpracować będzie. To oznaczało, że zdobędzie ją ten, kto będzie współpracował z dziecięciem Afrodyty, a nie będzie nim sam. Ale się porobiło. Obiecała mamie, że weźmie któregoś ze swojego rodzeństwa, tym czasem jeśli tak zrobi, kamienną łzę zdobędzie Rachel. –A może to nawet dobrze? -zastanawiała się.- On nie może kochać Rachel, a ja prowadzę misję, więc będę dla niego bohaterką, prawda? Czyli to znaczy, że jej rodzicielka radziła dobrze? Kiedy weźmie ze sobą którąś z mieszkanek domku numer dziesięć, będzie miała pewność, że misja się uda.- myślała. – Przecież, jak weźmie Piper ze sobą to nie… przecież ona kocha Jasona.- Szybko pobiegła do Wielkiego Domu. Poszukała centaura wzrokiem.  Zastała go w kuchni robiącego sobie kakao. Obok niego stała Wyrocznia.
- Witaj Rachel. Chejronie, właśnie sobie coś uświadomiłam. Wyprawa powiedzie się tylko dlatego, że łzę Gaji, zdobędzie nasza Wieszczka, a nie ja.
- Więc mieliśmy przedyskutować przepowiednię, a tymczasem widzę, że jej pierwszą część rozgryzłaś sama. To dobrze.- zakończył centaur, a Amandla wyszczerzyła zęby w uśmiechu.- Teraz przejdźmy do kolejnych  części naszej predykcji. Trzeci i czwarty wers są chyba jasne, prawda?
- Tak, wyjątkowo jasne, jak na przepowiednię- odpowiedziała mu Wyrocznia.
- Natomiast dwa ostatnie…-zaczął Chejron.
-… polegają na tym, że musi pójść ten, który go kochał, to znaczy ja. Muszę zabrać ze sobą kogoś z rodzeństwa, bo u dzieci Afrodyty istnieje zasada, że wszyscy kochamy wybrankę lub wybranka naszego brata czy siostry, lecz jest to miłość jaką darzymy przyjaciół, nie narzeczonych. To też w ten sposób wszystko się wyjaśnia i staje się logiczne. Na misję zabieram ze sobą Piper i Rachel, a wyruszamy jutro w południe. Teraz , mam już tylko jedno pytanie: gdzie mamy się udać?-zapytała logicznie Amandla.
- Mity podają, że tam, gdzie jest najwięcej ziemi tzn. może Himalaje, bo tam są najwyższe góry.-powiedział Chejron.
- Dobrze, rozumując, jedziemy na wyżynę Tybetańską, na Mount  Everest.-potwierdziła Rachel.
- To znaczy, że jutro wybieramy się do Chin?- zapytała sprytnie córka Afrodyty patrząc w skupieniu na centaura.
- Zgadza się. Narada skończona. Amie, obudź proszę Piper i powiedz jej, że wyrusza jutro na misję, dobrze?- wyrzekł Chejron, a potem dodał coś tak cicho, że tylko ja ledwo go słyszałam: Uważajcie na siebie proszę. Nie zawiedź mnie, Amandlo, bo wasza trójka jest najważniejsza na obozie, więc musicie wrócić i to szybko.- wyszeptał, a potem, powiedział głośno: Am, zostań na chwilę, muszę z tobą o czymś porozmawiać.- zakończył swoją wypowiedź, starannie dobierając słowa.
Kiedy Rachel wyszła, Amie ze ściśniętym żołądkiem zapytała:
- Co się stało, Chejronie?
- Nie wiem jak ci to powiedzieć. Nie chcę, abyś się rozpłakała. Niestety, kto jak kto, ale ty musisz o tym wiedzieć – wypowiedź centaura ciągnęła się niemiłosiernie córce Afrodyty.- Danielowi się pogarsza. Nie mogę przewidzieć i zarazem obiecać, że przeżyje ten tydzień. Tak samo, jak ciebie nie mogę zapewnić, że ty przeżyjesz…- skończył Chejron, a mieszkanka domku numer dziesięć rozpłakała się. Dla niej życie już się skończyło. Bo bez syna Apolla nie miało ono najmniejszego sensu.

*predykcja- przepowiednia

niedziela, 29 lipca 2012

Nowy wierszyk

Dawno to już temu było,
Lecz się oka nie zmrużyło,
Czytając historię tę,
Myśląc, jak to było, hę?

Atena z Zeusa głowy wyskoczyła,
Czy też może się z nim biła,
Kora, Demeter córkę stanowiła,
Czy może coś przykrego o niej mówiła?

Mówiąc szczerze, nie wiedziałam,
Czym się różni Hades od Aresa,
Póki książek tych nie przeczytałam,
By postawić temu kresa.

 Byłam mądra odwrotnie myśląc, że Posejdon żony nie posiada,
 Nie rozsądną stanowiłam niczym najada.

Naprawdę nie wiem co by się stało,
Gdyby na mym miejscu tych książek się nie przeczytało.

Mitologii na pewno miałabym dość,
Od zawsze dawałaby mi w kość.

Na szczęście książki te przeczytałam,
Opowieści starożytne greków i rzymian poznałam.

Mam nadzieję, że wam się spodobało. Wyraźcie to w komentarzach. :D

wtorek, 3 lipca 2012

Kamienna łza 1


Mieszkanka domku numer dziesięć spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Co to jest ,,kamienna łza”?-zapytała Amandla, przełykając łzy.
- Wytłumaczyłbym Ci to, ale uważam, że Lisy zrobi to o niebo lepiej ode mnie.- stwierdził centaur, spoglądając w oczy córki Afrodyty ze współczuciem.
- A więc nie wiesz?- zapytała wywołana przez Chejrona.
- Jak pyta, to chyba znaczy, że nie wie, prawda?- zapytał zdenerwowany brat Amandli, Ian, który jako jeden z nielicznych przeżył wojnę, nie odnosząc większych strat.- Więc może jej łaskawie powiedz?
- No, cóż… Kojarzysz Gaję, z którą wygraliśmy tę wojnę?- powiedziała Lis.
- To, że jestem blondwłosą córką Afrodyty, nie zmniejsza mojego intelektu!- wrząsnęła zwykle spokojna Amie.- Tak, kojarzę- dodała bardziej opanowana.
-Więc ona… eee…po każdej przegranej wojnie, roni jedną łzę, którą można wykorzystać do uzdrowienia śmiertelnie chorej lub zawieszonej w krytycznym stanie osoby, jak Daniel. Nazywamy ją kamienną, bo Gaja jest przecież boginią ziemi.- wydusiła z siebie Lisy. Zauważyła, że oczy jej przyjaciółki rozbłysły chorobliwym blaskiem, więc dodała szybko: – Ale zdobycie łzy, jest prawie graniczące z cudem. Nie udało się to nikomu. Nawet Zeusowi, gdy chciał ją pozyskać dla swojego syna, Analini’ego, który właśnie kończył trzynaście lat i miał zapalenie płuc, a wtedy nie było lekarstw, jak teraz. Niestety, ta historia nie kończy się szczęśliwie, gdyż potomek króla bogów umarł. Pomogłam? – zakończyła swój monolog córka Ateny.
- Tak jeśli chciałaś wprowadzić moją siostrę w depresję!- krzyknął wzburzony Ian.- Amandlo zrobię Ci gorącej czekolady.- zakończył syn Afrodyty, takim tonem, jakby miał ochotę, na uduszenie przedówczyni gołymi rękami. Ze złości, jego oczy zdawały się przybrać barwę ciemnego, burzowego granatu.
- Dziękuje braciszku. Tak, pomogłaś mi, jeśli chodzi o wyjaśnienie. Natomiast podnoszenie na duchu, musisz trochę poćwiczyć. Baaa… Nawet bardzo- powiedziała Am., patrząc smutno na przyjaciółkę.
- Przestańcie sobie docinać, herosi. Musimy zjednoczyć się po tej tragedii, a nie atakować siebie nawzajem.- stwierdził centaur.- Kiedyś powstała przepowiednia na temat kamuennej łzy. Oto ona:

Kamienną łzę, zdobędzię ten,
Kto z gołębiem współpracować będzie,
Przeszkód spotkają co niemiara,
Pomóc wtedy może tylko wiara,
Żeby wyprawa powiodła się,
Pójść musi ten co kochał mnie.

Tych słów nie wyrzekł jednak Chejron, jak tego wszyscy się spodziewali. Powiedział to… Daniel. Amandla patrząc na centaura, zadawała milczące  pytanie: Jak to możliwe?, unosząc brwi. Do akcji wkroczyła wyrocznia delficka.
- Czasami zdarza się, że słowa wypowie nieboszczyk, którego one się tyczą. W tym przypadku syn Apolla.- powiedziała Rachel.
Nagle wszyscy zauważyli, że chłopak Amandli na coś wskazuje. Lecz tą osobą nie była RED*. To była Amie.
- A więc wiemy już kto poprowadzi misję. Tą osobą będzie córka Afrodyty. Pozostaje tylko pytanie: Kogo weźmie ze sobą?- oświadczył centaur, patrząc dociekliwie na Amandlę.
-  Kiedy będę musiała wyruszyć, by zdążyć go uratować?- zapytała dowódczyni misji skupiona.
- Najpóźniej jutro w południe, ale członków misji musisz wybrać do jutra rano, żeby zdążyli się przygotować.- odpowiedział jej Chejron. – Jeszcze jedno- najlepiej będzie kiedy na wyprawę pójdzie ten, kto chociaż przez chwilę, kiedykolwiek, kochał Daniela. Wtedy łatwiej będzie ją wykonać.
- Czyli może pójść jakaś połowa dziewczyn z obozu- dodała Clarisse, ale widząc minę Amie, zdążyła ugryźć się w język i dopowiedzieć.- Oczywiście, to, kogo wybierze nasza przyjaciółka, zależy wyłącznie od niej i przepraszam za niedelikatność.- to ostatnie wypowiedziała tworząc palcami cudzysłów w powietrzu. Miała twarz bardzo podobną do swojego ojca, Aresa, ale teraz wydawała się spokojna.
- Zgłaszam się na ochotniczkę. Nie mogłam i nie kochałam, twojego chłopaka, Amandlo, ale czuję, że muszę wybrać się z tobą.- powiedziała jakaś dziewczyna. Wszyscy spojrzeli w jej stronę. Uśmiechnęła się szeroko. To była…Wyrocznia. Chejron właśnie chciał zaprzeczyć, powiedzieć, że nie pozwala na wyjazd, ale na ziemi zmaterializował się Apollo.
- Ona musi pójść z Amandlą. Tylko jeśli ona z nią pójdzie, misja się wypełni i ma wtedy szansę na powodzenie.- powiedział władczym i spokojnym tonem, jakby wyjaśniał coś nie liczącemu tysiące lat centaurowi, ale rozgoryczonemu pięciolatkowi.- Córko Afrodyty, czy zgadzasz się, żeby Rachel wyruszyła z tobą?- zwrócił się do Amie.
- Tak, oczywiście, jeśli tylko chcesz, możesz się ze mną zabrać- odpowiedziała mu pytana z przestrachem, jakby bała się, że jak mu odmówi, będzie on na nią zły.- Mam tylko jedno pytanie- czy nasza Wyrocznia liczy się jako członek wyprawy, czy też mogę dobrać sobie jeszcze dwójkę towarzyszy? To ważne, ponieważ wtedy muszę zawęzić listę kandydatów.
- Tak, Rachel liczy się jako uczestnik misji, więc musi Ci pomagać, a ty możesz dobrać tylko jedną osobę.-odpowiedział jej centaur. Popatrzył w oczy córce Afrodyty. Spodziewał się zobaczyć w nich smutek i strach, ale zobaczył tylko podekscytowanie i dziką nadzieję, jakby była prawie pewna wygranej. Cieszył się z tego, gdyż nie lubił, kiedy któryś z jego podopiecznych smucił się.- Amandlo, przyjdź proszę dzisiaj po kolacji do mnie, abyśmy mogli przedyskutować misję. To samo dotyczy Ciebie, Rachel.
- Oczywiście Chejronie.- odpowiedziała mu Wyrocznia z uśmiechem.
- Dobrze. Aha, jeszcze jedno-gdzie będzie przebywał Daniel?- zapytała Amie.
- Daniel będzie przebywał w szpitalu w Wielkim Domu, pod moją opieką. Jeśli i jak tylko będziesz chciała go odwiedzić-możesz przyjść- odpowiedział jej na pytanie dyrektor obozu.

niedziela, 1 lipca 2012

Kamienna łza (Prolog)

Dla Pallas Ateny i Chione. To moje pierwsze opowiadanie prowadzone w trzeciej osobie, więc powiedzcie mi co jest źle.

Patrzyła w jego brązowe oczy. Syn Apolla odchodził. Myślała, że ma go już nigdy nie spotkać. Jednak nie chciała w to uwierzyć. Nadziei nikt nie mógł jej pozbawić.
Gdy rozejrzała się dookoła, zobaczyła pola tonące w śniegu. Około dwóch setek herosów, leżało martwych lub ciężko rannych na ziemi. Ich ciała zdawały się być podeptane, choć dopiero co upadły, lub były tam zaledwie od kilku minut. Mimo tego iż udało im się zjednoczyć dwa obozy i zwyciężyć Gaję, Daniel umierał. Miała umrzeć dokładnie jedna piąta z tysiąca herosów, a on był tym dwusetnym. Jego śmierć dała pewność wygranej. Przepowiednia się wypełniła. Mimo to Amandla miała nadzieję, że on to przeżyje. Nie wiedziała jeszcze jak trudne będzie pozyskanie dla niego życia.

- Amie, kochana, podejdź tutaj- powiedziała Lisy, córka Ateny. Potrząsnęła blond lokami i spojrzała na nią szarymi oczami.- Wiesz co mówiła przepowiednia. To ON był tym dwusetnym herosem.
-Wiem, a zarazem wydaje mi się, że nie. Musimy przeliczyć ciała.-powiedziała córka bogini piękności z wyraźnym smutkiem w głosie.
-Naprawdę chcesz to zrobić!?- spytała córka bogini mądrości z wyraźnym smutkiem i zarazem obrzydzeniem w głosie. Pobrzmiewała tam też nuta litości i współczucia, co do przyjaciółki.
-Tak, bo uważam to za konieczne.- odpowiedziała jej z bólem córka Afrodyty. W głosie Amandli słychać było coś na kształt nadziei, jakby wierzyła, że syn Apolla nie był tym ostatnim zabitym.
Jak powiedziała, tak zrobiły. Po kolei sprawdzały puls wszystkim obozowiczom.
- Podzielmy się ciałami tak będzie szybciej.- odezwała się córka Ateny, patrząc ze współczuciem na przyjaciółkę.
Po jakimś czasie Am. zapytała:
- Ile poległych naliczyłaś?
- Sześćdziesiąt osiem rzymian i trzydziestu jeden greków, bez twojego chłopaka. A ty?- spytała łagodnie Lisy.
- Czterdziestu trzech rzymian i pięćdziesięciu siedmiu greków, nie licząc z Danielem.- powiedziała Amandla, z takim bólem, jakby coś rozrywało ją od środka. Córka żony boga kowali potrząsnęła czarnymi włosami. Spojrzała na przyjaciółkę zrozpaczonymi oczami, które zdawały się zmieniać kolor.
- Wiedziałam, że coś pójdzie nie tak, jak powinno.- powiedziała Amie.
Gdy nagle wydarzyło się coś, co diametralnie zmieniła całą sprawę. Dziewczynom ukazał się okropny widok. Za nimi, centralnie po drugiej stronie strumyka, ktoś leżał. Amandla spojrzała w jej kierunku i rozpoznała w niej swoją rzymską siostrę. Milene właśnie umarła. Dosłownie przed sekundą. A. wybuchła płaczem. Nie dość, że miała stracić chłopaka, utraciła siostrę? Czy tego nie było za dużo?
- Jeśli ona umarła, to Daniel nie! Z Milene byłoby dokładnie jedna piąta z tysiąca herosów. Co oznacza, że jest szansa na uratowanie syna Apolla.- powiedziała Lis. Kiedy tylko skończyła mówić, przygalopował Chejron.
- Ilu zginęło?- zapytał.
- Dwie setki. Plus jako dwusetny pierwszy kona teraz chłopak Amandli.- wyliczała Lisy.
- Co? Nie możemy pozwolić, żeby umarł!- krzyknął centaur.- Gdzie on jest?
- Tutaj za strumykiem.- powiedziała Am., wskazując na swojego chłopaka.- Czemu nie możemy pozwolić mu na… śmierć?- wydusiła.
- Bo, gdy umrze nie wygramy tej wojny. Na razie zatrzymam go w takim stanie w jakim jest na dwa tygodnie. Później będziemy się zastanawiać jak go wybudzić. Bo istnieje tylko jeden sposób. Musi wypić kamienną łzę.

sobota, 30 czerwca 2012

Wiersz pod tytułem ,,Lepiej"

Lepiej by było dla nas obojga,
Gdybyśmy się rozstali.
Lepiej by było dla mnie i ciebie,
Gdybyśmy nie powstali.
Jak z gliny ulepieni,
Nigdy nie ocaleni,
Zawsze zagubieni.
Dlaczego herosi cierpieć, więc mają-
Za błąd człowieka i boga?
Dlaczego Fata się zastanawiają-
Jak sprawić, że popłynie bitwy pożoga?
Gdyby się ta dwójka nie spotkała,
Nic by sama nie zdziałała.
Jednak para do akcji się rwała,
I coś razem zdziałała.
Przez nią krew ludzi wielu popłynęła,
Więc tak ogółem wojna się zaczęła,
Na co królowa tylko westchnęła.

Trochę o mnie i o blogu

 Trochę o mnie i o blogu :D
 Cześć, jestem Annabeth. Na tym blogu będę umieszczać opowiadanie pt:,,Kamienna łza" oraz niektóre z moich wierszy. Po pierwsze: komentujcie! Chcę wiedzieć czy blog wam się podoba.
Miłego czytania, Ann.